Oddanie maluszka pod opiekę obcych ludzi – choćby i najbardziej wykwalifikowanych opiekunek – jest ogromnym przeżyciem dla dzieci i rodziców.
Wiele mówi się o pierwszych dniach szkoły czy przedszkola, ale co ze żłobkami?
Pani Kamila* chciała skorzystać z oferty jednego ze żłobków, gdzie można było oddawać dzieci na pół dnia. Wcześniej jednak ustaliła z kierownictwem, że najpierw przyjdzie z córeczką na godzinę, na tzw. adaptację.
Po przyjściu do żłobka, od razu jedna z opiekunek wzięła moją córeczkę na ręce i zaczęła całować, co wydawało mi się nie na miejscu – opowiada pani Kamila.
Potem okazało się, że opiekunki chcą zabrać dziecko, a mama ma czekać za zamkniętymi drzwiami. Pani Kamila była w szoku!
Sądziłam, że w ramach adaptacji to ja będę z dzieckiem na sali i będę mogła obserwować, jak córeczka się czuje i co się tam dzieje?
Jednak kierowniczka żłobka i opiekunki były nieugięte.
Nie! Mama nie może być na sali, nie może nawet znajdować się w sąsiednim pomieszczeniu, skąd było widać salę z dziećmi, nie może też spoglądać przez uchylone drzwi! Nic.
Bardzo mi się to nie spodobało – mówi pani Kamila – bo co to za adaptacja, gdy córeczka nie może bez stresu zapoznać się z nowym otoczeniem, tylko ma być oderwana od mamy!
W efekcie pani Kamila zrezygnowała z tego żłobka. Zaczęła szukać innego, ale okazało się, że w większości panują podobne zasady!
Taka polityka żłobków rodzi wątpliwości co do tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami…?
fot. pixabay
*imię zmienione
Komentarze
Komentarze