Mieszkanka amerykańskiego stanu Arkansas, Shannon Plemons, powiedziała, że powiększanie piersi omal nie kosztowało jej życia. Jej historię opisano w The Mirror.
Powiększyła piersi o dwa rozmiary
42-letnia Amerykanka powiększyła piersi o dwa rozmiary, ponieważ chciała być seksowniejsza i bardziej pewna siebie. Sześć miesięcy po operacji Plemons zaczęła się uskarżać na przewlekły ból stawów. Z biegiem czasu dostała migreny i zaczęły jej wypadać włosy, po czym jej słuch i wzrok znacznie się pogorszyły. Ból stał się tak potworny, że Amerykanka, która wcześniej była w doskonałej kondycji fizycznej, z trudem wstawała z łóżka i była przekonana, że umiera.
„Zostało jej około sześciu miesięcy życia”
W końcu lekarze poinformowali kobietę, że zostało jej około sześciu miesięcy życia. Zdiagnozowano u niej pęknięty silikonowy implant w lewej piersi i podejrzewano ją o „chorobę implantu piersi” – stan, w którym kobiety mają ogólnoustrojowe problemy zdrowotne po operacji powiększenia piersi.
Czytaj też: Rozciągliwa linia na klatce piersiowej okazała się objawem raka piersi
Usunęła implanty
Plemons pilnie znalazła chirurga plastycznego, który usunął jej implanty. Amerykanka przyznaje, że po operacji po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się „żywa”. Shannon doradziła wszystkim kobietom, które nie lubią swoich małych piersi, aby kochały siebie za to, kim są, i nie poddawały się operacji plastycznej, po której mogą wystąpić bardzo poważne komplikacje.
„Zatruły” jej organizm
Wcześniej pewna mieszkanka Australii przyznała, że musiała usunąć silikonowe implanty z piersi, ponieważ te „zatruły” jej organizm. Kobieta twierdzi, że z powodu implantów cierpiała na chroniczne zmęczenie, zapalenie sutka, lęki, migrenę, egzemę, uporczywą suchość w ustach, bóle stawów, gorączkę i niski poziom cukru we krwi.
Źródło: The Mirror
Zdjęcie: The Mirror
Komentarze
Komentarze