Coraz częściej kobiety ciężarne decydują się na niecodzienne rozwiązanie. Dotyczy to zwłaszcza przyszłych matek mieszkających w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Chodzi o tzw. freebirthing.
Amerykanki i Brytyjki decydują się rodzić bez fachowej asysty, samodzielnie. Tym samym podejmują niemałe ryzyko. Rodzą w domu bez obecności położnej. Zamiast niej obok ciężarnej jest partner, przyjaciele lub rodzina. Alternatywą dla domowego zacisza jest łono natury.
Ruch rodzenia bez asysty rozwinął się w USA. Jego przedstawicielką jest m.in. Patricia Carter, która troje dzieci urodziła w szpitalu, doświadczając lewatywy, nacięcia krocza, golenia łona czy niemożliwości uczestniczenia w porodzie partnera. Wtedy postanowiła, że kolejne jej dzieci urodzą się w domu. Tak też się stało.
Obecnie poród bez asysty promuje Laura Shanley. To konsultantka ds. narodzin bez wykształcenia kierunkowego, która 5 dzieci urodziła samodzielnie. Krytykuje aktualne standardy opieki nad rodzącymi.
Ryzyko związane z rodzeniem bez fachowej asysty jest duże. Wiąże się z niebezpieczeństwem zgonu matki i dziecka na skutek m.in. komplikacji.
Co sądzicie o tym nurcie? Myślicie, że freebirthing wkrótce będzie popularny w Polsce?
Zobacz też: Urodziła w REKORDOWO KRÓTKIM CZASIE. Fotograf zdążył jednak zrobić SESJĘ PORODOWĄ
Źródło: Interia
Źródło zdjęcia: pixabay.com
Komentarze
Komentarze