Pani Hania mieszkała w pięknej willi w Sopocie i miała swoje fanaberie.
Co tydzień wydawała (a raczej rozdawała) kilkadziesiąt tysięcy złotych. Poza tym starsza pani co trzeci czwartek o wschodzie słońca udawała się na plażę pod pozorem szukania bursztynów.
W tym czasie jej opiekunka, zwana przez staruszkę Jadzią, miała za zadanie szpiegować swoją „podopieczną”. A to dlatego, że bratanek Hani sądził, że wpadła ona w miłosne sidła młodszego od niej o kilkadziesiąt lat mężczyzny i obawiał się, że starsza pani przepisze na niego cały swój majątek. Jak się okazuje staruszka była w pełni świadoma toczących się wokół niej intryg i na koniec wystrychnęła wszystkich na dudka!
Brzmi ciekawie…? Tak własnie rysuje się początek powieści Aleksandry Tyl pt. „Wschody i zachody słońca”. Drugim nurtem książki jest dzieciństwo i młodość głównej bohaterki, które przypadały na lata II wojny światowej.
Zarówno wątek współczesny jak i wspomnieniowy jest świetnie napisany, a dziejąca się w Sopocie akcja – bardzo wciągająca. Czytając książkę „Wschody i zachody słońca”, można wzruszyć się do łez, a momentami wybuchnąć szczerym śmiechem. Dodatkowa wartość powieści to to, że jest ona mądra. Pobudza nas do refleksji na temat zmienności ludzkich losów, wytrwałości, przyjaźni i… marzeń, które każdy z nas powinien mieć.
Serdecznie polecamy tę lekturę!
fot. pixabay
Komentarze
Komentarze