Chyba każdy rodzic to zna. Płacz przed wyjściem do szkoły czy przedszkola i pytanie, kiedy będą już Święta, ferie czy wakacje. Dla małego dziecka całodzienne rozstanie z mamą czy tatą może być naprawdę trudne.
Takie właśnie dramaty codziennie przeżywała Liz Petrone – „mama, joginka, pisarz wojowniki, wędrowiec, marzyciel, niedowiarek i wielki bałaganiarz. [Liz] Mieszka w skrzypiącym starym domu w środkowym Nowym Jorku ze swoim cierpliwym mężem, czwórką dzieci i nadpobudliwym psem o imieniu Boss„.
Codziennie rano Liz odprowadzała synka do autobusu, a chłopiec:
„(…) pytał mnie każdego ranka, odkąd zaczął szkołę we wrześniu: „Mamo, czy dziś są Święta Bożego Narodzenia?” (…)
W każdym razie patrzyłam, jak zaczyna płakać, kiedy odjeżdżał następnego ranka, jego twarz zmieniała się z początku niezauważalnie jak w porach roku, a potem zapadała się w wielki przypływ niechlujnych łez, a autobus prawie znikał, zanim mogłam zrobić cokolwiek.”
W końcu Liz wpadła na nietypowy pomysł. Wzięła synka za rękę i zaczęła mu rysować serduszko mówiąc:
„„Wiem, że czasami jest ciężko” powiedziałam mu, gdy autobus podjechał, by go zabrać. „Chcę, żebyś patrzył na to serduszko za każdym razem, gdy wydaje ci się, że masz dosyć. Chcę, żebyś spojrzał i chcę, żebyś pamiętał, że bez względu na to, co się stanie, ktoś tu czeka, aż wrócisz do domu. Ktoś Cię kocha.”„
Jak się okazało, dla synka Liz, to serduszko stało się wielką pomocą i dało mu siłę. Teraz sama blogerka mówi, że „mama też potrzebuje takiego serduszka„.
„Pocieszenie może przejść za Tobą długą drogę, gdy wiesz, że ktoś cię kocha.”
Poniżej oryginalny wpis Liz:
aw/facebook
Komentarze
Komentarze