Wyobraź sobie taką sytuację: planujecie rodzinny wyjazd w góry. Macie już nocleg, trasę i… nagle pojawia się pytanie: jak zabrać łóżeczko turystyczne, spacerówkę i jeszcze fotelik do samochodu, skoro wasz bagażnik już ledwo się domyka? W tym miejscu wkracza nowy trend, który pokochali rodzice z pokolenia milenialsów i Gen Z – sharing economy w świecie dziecięcych sprzętów.
Po co kupować, skoro można wypożyczyć?
Dla pokolenia, które przyzwyczaiło się do korzystania z hulajnóg na minuty i subskrybowania seriali zamiast kupowania płyt DVD, własność przestaje być koniecznością. To samo podejście zaczyna dotyczyć wózków, łóżeczek, fotelików czy nawet zabawek. Skoro i tak korzystamy z nich tylko przez chwilę, po co inwestować w coś, co za moment stanie się niepotrzebne?
Wypożyczalnia wózków czy łóżeczek turystycznych to już nie tylko opcja dla turystów z zagranicy. W dużych miastach, jak Warszawa, Wrocław czy Gdańsk, takie usługi przeżywają boom. Wynajmujesz spacerówkę na weekendowy wyjazd, a po powrocie – oddajesz. Bez stresu, bez szukania miejsca do przechowywania, bez myślenia „komu to oddać, skoro znajomi też już mają swoje”.
Ekologia i oszczędność idą w parze
To podejście nie tylko odciąża domowy budżet, ale też wpisuje się w rosnącą świadomość ekologiczną. Rodzice coraz częściej zastanawiają się, ile rzeczy naprawdę potrzebuje ich dziecko, a ile to efekt presji konsumenckiej. Wypożyczanie i współdzielenie pozwalają uniknąć nadprodukcji i sprawiają, że mniej rzeczy trafia na wysypiska.
Platformy takie jak Joymode w USA czy lokalne grupy wymiany na Facebooku pozwalają „przygarnąć” zabawkę, książeczkę czy puzzlowy zestaw na jakiś czas, a potem przekazać go dalej. Zamiast kupować kolejne plastikowe cuda, które po dwóch tygodniach nudzą się dziecku – możesz wypróbować coś nowego bez rujnowania portfela.
Subskrypcja na fotelik? Brzmi jak przyszłość
Coraz więcej start-upów parentingowych myśli o subskrypcjach dziecięcego sprzętu – coś jak Netflix, tylko dla młodych rodziców. Potrzebujesz fotelika 0–9 kg? Bierzesz. Po kilku miesiącach wymieniasz na model dla większego dziecka. Bez konieczności sprzedaży, bez ryzyka, że coś „zleży się” w piwnicy.
To rozwiązanie idealne nie tylko dla minimalistów, ale też dla tych, którzy nie chcą trzymać się konkretnej marki czy modelu. Dostępność, nie własność – to nowy paradygmat, który może w najbliższych latach na dobre rozgościć się w świecie parentingowym.
A może zabawki w obiegu zamkniętym?
W niektórych krajach działają już wypożyczalnie zabawek – co miesiąc przychodzi do ciebie paczka z nowym zestawem dopasowanym do wieku i etapu rozwoju dziecka. Po kilku tygodniach odsyłasz i dostajesz kolejną. Zamiast wielkich koszy z plastikowymi gratami, masz kilka ciekawych przedmiotów na raz, które naprawdę angażują malucha. A w bonusie? Mniej sprzątania i mniej frustracji, że znów coś zalega w salonie.
W Polsce trend ten dopiero raczkuje, ale grupy wymiany na Facebooku, takie jak „Zabawki i książeczki w obiegu” czy „Minimalistyczne rodzicielstwo – wymiany”, pokazują, że jesteśmy gotowi na więcej.
Wniosek? Rodzicielstwo nie musi oznaczać przepełnionych szaf, piwnicy pełnej używanego sprzętu i konta świecącego pustkami po każdym zakupie. Sharing economy to nie tylko moda – to odpowiedź na potrzeby współczesnych rodzin, które cenią elastyczność, dostępność i sensowną konsumpcję. Być może już niedługo zamiast kupować wózek, zapytasz: „a gdzie mogę go wypożyczyć?”
źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/dziecko-czyta%C4%87-gra%C4%87-czytanie-gra-5953965/
Magdalena Kwiatkowska
