Oto krótko i prosto: Jak być szczęśliwym?

Psychologia pozytywna opiera się na triadzie: przekonanie, nauka i praktyka. Po pierwsze, przekonanie: życie jest szansą. Którą często marnujemy przez brak inteligencji szczęścia, która polega na widzeniu życia takim, jakie jest, w całości, z jego dobrymi i złymi stronami, i na kochaniu go, cokolwiek się zdarzy. Ta inteligencja wymaga odrzucenia starych pewników, posprzątania przed drzwiami swojego umysłu, by utorować drogę szczęściu, które – jak każdy wie – tkwi w rzeczach prostych – czytamy w książce Christophe’a André „I nie zapomnij być szczęśliwy” wydawnictwa Czarna Owca. 

 

fragment:

Od ponad dwóch tysięcy lat zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie mędrcy przekazywali ludziom te same komunikaty: aby być szczęśliwym, wystarczy smakować chwilę obecną, pozostawać blisko natury, szanować innych ludzi, prowadzić proste i skromne życie, nie wpadać łatwo w złość itp. Jest to tak oczywiste, że mówi się czasem o tych radach jako o wielkich banałach. Jednak jakkolwiek banalne by były te zalecenia – przemawiają do nas: wiemy i czujemy, że są słuszne. Wszyscy słuchają mędrców, wszyscy ich podziwiają, wszyscy się z nimi zgadzają. Potem każdy idzie w swoją stronę, nikt nie bierze się do pracy i wszystko toczy się tak jak wcześniej.

I jeśli mędrzec, trochę zirytowany, biegnie za nami i łapie nas za rękaw, mówimy mu: „Tak, tak, wiem, wiem…”. Oczywiście, że wiemy! Nawet dziecko wie, co daje szczęście i sprawia, że życie jest piękne. Nie widzimy jednak, że trudność tkwi nie w wiedzy, lecz w jej stosowaniu w praktyce, szczególnie jeśli trzeba to robić regularnie i przez dłuższy czas.

Doskonale rozumiemy, że aby zwiększyć wydolność płuc, być silniejszym, zręczniejszym, będziemy musieli czynić regularne wysiłki. Dobrze wiemy, że nie wystarczy bardzo tego chcieć, lecz że trzeba będzie się zmusić do biegania, wzmacniania mięśni, do jogi czy gimnastyki. Regularnie.

Rozumiemy to, a jednak nadal rozumujemy tak: „Tym razem to na serio, jestem zmotywowany i postaram się mniej stresować, lepiej korzystać z życia, mniej narzekać, bardziej smakować dobre chwile, zamiast pozwalać, by zanieczyściły je moje zmartwienia itd.”. Ale w ten sposób to nie zadziała! Nie wystarczy chcieć, trzeba trenować. Na ten „trening umysłu” składają się wszystkie ćwiczenia psychologii pozytywnej. Należy je postrzegać jako pracę nad tworzeniem i regularnym aktywowaniem połączeń mózgowych pobudzających emocje pozytywne.

Niektóre radości życie ofiarowuje nam jako nieoczekiwane i niezasłużone szczęśliwe trafy. Pojawiają się bez żadnego wysiłku z naszej strony. Z poprzestawaniem na tych łaskach wiążą się jednak dwie niedogodności:

1) nie są one takie częste;

2) możemy je roztrwonić i nawet tego nie zauważyć, jeśli nasz umysł skupiony jest na troskach i „rzeczach do zrobienia”.

Dlatego właśnie odrobina potu przyniesie nam dużo więcej szczęścia. Badania pokazały, że wysiłki te przyczyniają się do zwiększenia naszego szczęścia, tylko jeśli są częścią skutecznych strategii: im więcej wysiłków czynimy, tym lepsze mamy rezultaty. Pod jednym warunkiem: że są to właściwe wysiłki.

Nawet dziecko wie, co daje szczęście i sprawia, że życie jest piękne. Nie widzimy jednak, że trudność tkwi nie w wiedzy, lecz w jej stosowaniu w praktyce, szczególnie jeśli trzeba to robić regularnie i przez dłuższy czas.

Ćwiczenia psychologii pozytywnej nie dają natychmiastowego odczucia szczęścia. A przynajmniej rzadko. Poprzestają na przygotowaniu i ułatwianiu tych odczuć, na czynieniu nas bardziej uważnymi na przyjemne sytuacje, bardziej wyczulonymi na dobre rzeczy i dobre chwile w naszym życiu. Zmiany następują więc stopniowo, jak w przypadku każdej nauki. Kiedy uczymy się czegoś nowego, wiemy, że często potrzeba czasu, by otrzymać namacalne rezultaty, i akceptujemy to w przypadku każdej nauki – gry na pianinie czy angielskiego, poza tą związaną z psychicznym dobrostanem. Chcielibyśmy, żeby zadziałało to natychmiast. A ponieważ tak nie jest, często mówimy sobie: „Próbowałem, ale nie zadziałało”. I wyciągamy z tego wniosek, że metoda jest nieskuteczna albo że nie jest dla nas. Co powiedzielibyśmy o kimś, kto opowiadałby nam: „Chwyciłem skrzypce, musnąłem smyczkiem struny i nie tylko nie wydobył się żaden piękny dźwięk, ale na dodatek zabrzmiało to okropnie. Skrzypce są beznadziejne!”?

Ćwiczenia psychologii pozytywnej podlegają logice sznura: sznur składa się z mnóstwa włókien. Każde z nich osobno jest zbyt delikatne, by unieść coś ciężkiego. Ale splecione razem zmieniają się w sznur zdolny już unieść lub pociągnąć bardzo duże ciężary. Trening umysłu psychologii pozytywnej podlega temu modelowi: jeden rodzaj wysiłku czy ćwiczenia nie wystarczy, by zmienić nasze mentalne nawyki. Musimy nie tylko je powtarzać, lecz także akumulować i mnożyć. Zebrane razem będą stanowić skuteczną dźwignię zmiany.

To w sumie tak jak z jedzeniem: nawet jeśli jemy tylko pokarmy dobre dla naszego zdrowia, potrzebujemy mimo wszystko urozmaiconej i zrównoważonej diety. Nawet jeśli owoce są dobre dla zdrowia, jedzenie samych owoców w końcu sprowadzi na nas kłopoty. Istnieje wielka różnorodność ćwiczeń psychologii pozytywnej, które odpowiadają wielkiej różnorodności cech, jakie musimy kultywować, żeby mieć szczęśliwe życie.

Celem psychologii pozytywnej nie jest całkowite wyeliminowanie nieszczęścia. To byłoby nierealistyczne. Jej cel to pomóc nam nie być nieszczęśliwymi niepotrzebnie lub zbyt długo. Przeciwności i nieszczęście stanowią bowiem część losu ludzkiego, wszystkie tradycje, wschodnie czy zachodnie, zawsze nam o tym przypominały. Dlatego właśnie psychologia pozytywna interesuje się także rezyliencją (odpornością psychiczną), sposobami stawiania czoła nieszczęściu, nie tylko poprzez unikanie czy ograniczanie okazji do cierpienia za każdym razem, gdy to będzie możliwe, lecz także poprzez czerpanie z mentalnych zasobów obecnych w każdym z nas.

Istnieje zresztą ciekawy paradoks w naszym współczesnym świecie. Im bardziej społeczeństwo stara się uchronić nas przed nieszczęściem za sprawą mnóstwa zabezpieczeń i środków pomocy, tym bardziej ewolucja praktyk psychoterapeutycznych powraca do klasycznego dyskursu stoików, którzy mówili o koniecznej akceptacji faktu, że niepomyślne wydarzenia z całą pewnością pojawią się w naszym życiu, i o znaczeniu przygotowania się do nich zamiast marzenia, że nigdy nie będziemy musieli się z nimi zmierzyć.

Szczęście, indywidualne i zbiorowe, jest ważnym celem psychologii pozytywnej. Jest jasne, że nie ma być ono parawanem, osłoną, sposobem na zapomnienie o przeciwnościach. Powinno raczej służyć jako paliwo, by pomóc nam stawić im czoło. Szczęście jest sposobem znoszenia ciemnej strony życia. Bez niego egzystencja jawi się nam jedynie jako ciąg zmartwień i trosk, czasem dramatów. Na szczęście nie jest tylko tym: jest także ciągiem radości i odkryć, które pomagają nam przejść przez przeciwności losu i motywują nas do dalszego życia, cokolwiek się zdarzy. Nie ma więc potrzeby udawać się na poszukiwanie szczęścia wyhodowanego sztucznie, jak te smutne owoce uprawiane pod szkłem i bez ziemi. Jedyne, które ma wartość, to szczęście zakorzenione w rytmie pór roku naszego życia: całe poobijane, nieregularne, nieprzewidywalne, ale ostatecznie tym wyborniejsze, z historią, która stanowi o jego treści i smaku.

Jednakże akceptować nieszczęście to nie znaczy: życzyć go sobie, cenić je, poddawać mu się. To po prostu – uznać jego mroczną obecność, wiedzieć, że będzie tu, regularnie, we wszystkich okresach naszego życia, poprzez lekkie muśnięcia lub gwałtowne burze.

To także uznać, że to, co dzisiaj wygląda na nieszczęście, jutro lub pojutrze ocenimy być może jako szansę, bolesną wprawdzie, ale tę, która zmieniła korzystnie bieg naszego życia.

Czy należy natychmiast szukać znaczenia, pozytywnego lub negatywnego, czy należy szukać spójności we wszystkim, co się nam przydarza? Czy raczej lepiej to zaakceptować z umysłem otwartym na tajemnicę?

jsk/„I nie zapomnij być szczęśliwy” wydawnictwa Czarna Owca

Komentarze

Komentarze