Nie masz pojęcia, ILE KOSZTUJE DZIECKO w Polsce!

Ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha co roku obliczają koszty wychowania dzieci w Polsce. Według raportu z 2016 roku dziecko do 18. roku życia kosztuje rodziców od 176 do 200 tys. złotych.

Wydatki przy kolejnych dzieciach są nieco niższe: dwójka to koszt od 317 do 368 tys. złotych, trójka od 422 do 484 tys. zł, a dla rodziny z czwórką dzieci rodzicielskie wydatki wynoszą od 528 tys. do 582 tys. złotych. Koszty związane z wychowaniem i utrzymaniem dziecka stanowią od 15 do 30% budżetu rodziny.

Co jakiś czas w prasie pojawiają się wyliczenia kosztów związanych z utrzymaniem dzieci. Podawane tam kwoty jeżą włosy na głowie bezdzietnych i wywołują okrzyki niedowierzania z ust rodziców. Są tacy, którzy prowadzą własne wyliczenia i chętnie dzielą się nimi w internecie, ale w większości rodzice zapytani choćby o to, ile wydali choćby na pieluchy jednorazowe, odpowiadają, że nawet nie chcą wiedzieć.

Nieznajomość ekonomicznych kosztów utrzymania dziecka, podobnie jak nieświadomość tego, co nas czeka po pojawieniu się potomka, to błogosławiona niewiedza, dzięki której gatunek ludzki trwa.

Choć przyznajmy, w Polsce dzietność jest kiepska: wg GUS-u rok 2016 był piątym z kolei rokiem z ujemnym przyrostem naturalnym, chociaż urodziło się wówczas 13 tys. dzieci więcej niż rok wcześniej.

Na pewno najwięcej wydajemy na pierwsze dziecko. Nie dość, że musimy kupić całą wyprawkę, o ile nie odziedziczymy wielu rzeczy po dzieciach krewnych i znajomych, to jeszcze padamy ofiarą specjalistów od marketingu.

Świeżo upieczeni rodzice dadzą sobie wcisnąć prawie wszystko, jeśli tylko zostaną przekonani, że jest to niezbędne dla zdrowia i szczęścia ich potomka, a potem upychają po kątach aparaturę do sterylizacji butelek, którą z powodzeniem zastępuje zwykły garnek z wrzątkiem.

Nasze drugie dziecko, które jest tej samej płci co pierwsze, pozwoliło sporo zaoszczędzić na wózku, łóżeczku, ubraniach i zabawkach, jednak czasem kupuję mu coś nowego, dręczona przekonaniem, że „dodzieranie” wszystkiego po starszym bracie skrzywi mu psychikę. Na razie krzywi tylko usta, gdy okazuje się, że „mam coś dla ciebie” oznacza nową koszulkę, a nie klocki Lego z najnowszego katalogu. Nasze trzecie dziecko, cóż, z nowych rzeczy ma głównie to, co dostało w prezencie od znajomych. Ubrań ma niewiele, bo muszą się zmieścić w jednej szufladzie, a edukacyjne zabawki stymulujące rozwój i rozwijające zmysły nie wydają się nam tak niezbędne jak przy pierworodnym. I wiecie co jest najlepsze? Wcale nie wydaje się być nieszczęśliwy z powodu tych niedostatków.

Ciągle mówi się o wydatkach, a ciekawa jestem, czy ktokolwiek policzył oszczędności związane z pojawieniem się dziecka.

Można zaoszczędzić na kinie (nowe filmy obejrzymy w telewizji rok czy dwa lata później), nowych ciuchach (i tak zaraz będą poplamione mlekiem, niech już lepiej ulewa na stare), wieczornych wyjściach (na pierwszym etapie szczyt rodzicielskich marzeń to wykąpać, nakarmić i samemu pójść spaaaaać!) czy egzotycznych wakacjach (z małym dzieckiem najwygodniej jechać do babci). Czysty zysk!

A tak całkiem serio. Koszty związane z dzieckiem to nie tylko pieniądze – to także zarwane noce, czuwanie przy chorym, niepokoje i dylematy, trudne wybory, wieczne zmęczenie i niedoczas, zdenerwowanie, irytacja, poczucie bezsilności, konflikt pokoleń. Tego wszystkiego nie da się przeliczyć na żadną walutę.

Co dostajemy w zamian?

  • Radość, kiedy na nasz widok uśmiecha się promiennie.
  • Wzruszenie, gdy śpi spokojnie, a delikatne rzęsy rzucają cienie na brzoskwiniowe policzki.
  • Szczęście, gdy wtula się w nas i szepcze „kocham cię”.
  • Czar wspomnień, gdy czytamy razem baśnie z naszego dzieciństwa.
  • Dumę, gdy recytuje wierszyk na przedszkolnym przedstawieniu.
  • Przyjemność z pokazywania mu świata, z dzielenia się swoimi pasjami.
  • Usprawiedliwienie dla oglądania filmów rysunkowych i dla udziału w grach i zabawach, z których oficjalnie dawno wyrośliśmy.
  • Niedowierzanie, że dopiero co sami uczyliśmy się tabliczki mnożenia.
  • Satysfakcję z rozmowy z rozsądnym młodym człowiekiem.
  • I – daj nam Boże! – upragnioną szklankę wody na starość.

Gdybyśmy zamiast na dziecko zdecydowali się na zakup luksusowego auta, po 18 latach byłby to już grat. Tymczasem po 18 latach naszej troski, zaangażowania i inwestowania, w życie wkracza wspaniały młody człowiek, nasze szczęście, duma, źródło nieustającego niepokoju i fundusz emerytalny w jednym.

Dorota Smoleń, źródło: Stacja7.pl, fot. pixabay.com

Komentarze

Komentarze