Czy chłopiec w tiulowej spódnicy to już rewolucja, czy po prostu dziecko w fazie zabawy? A co z dziewczynką, która nie lubi różu i woli układać tory kolejowe niż przebierać lalki? W coraz większej liczbie domów zasady gry zaczynają się zmieniać. Rodzice mówią: „Niech nasze dziecko samo zdecyduje, kim chce być” – i rezygnują z klasycznego podziału na „dla chłopców” i „dla dziewczynek”. Tak rodzi się podejście gender-neutral, czyli wychowanie bez przypisywania ról płciowych.
Na czym polega gender-neutral parenting?
W teorii to dość proste: dziecko ma być po prostu dzieckiem. Bez etykietek, oczekiwań i całego bagażu społecznych norm. W praktyce oznacza to między innymi:
- pozwalanie chłopcom malować paznokcie, jeśli mają na to ochotę,
- niekaranie dziewczynek za to, że wolą wspinać się po drzewach niż bawić lalkami,
- wybieranie neutralnych kolorów ubrań i zabawek,
- unikanie zwrotów typu „bo jesteś dziewczynką/chłopcem, to nie wypada”.
Rodzice, którzy wybierają taką drogę, często podkreślają, że nie chodzi im o „wychowywanie bez płci”, ale o poszerzenie dzieciom pola wyboru. – Jeśli syn chce chodzić w sukience, bo mu się podoba, nie widzę powodu, żeby mu tego zabraniać. To tylko ubranie, nie ideologia – mówi mama 4-letniego Franka, który ostatnio zapragnął być Elsą z „Krainy Lodu”.
Eksperyment czy wolność?
To podejście budzi emocje. Część ludzi uważa je za potrzebny krok w stronę większej otwartości. Inni mówią wprost: to przesada. Argumenty są różne – od „dziecko potrzebuje jasnych ram” po „robicie mu wodę z mózgu”.
Krytycy twierdzą, że gender-neutral parenting to bardziej eksperyment społeczny niż realna potrzeba dziecka. Obawiają się, że maluchy mogą mieć trudność z odnalezieniem się w świecie, który – chcąc nie chcąc – nadal w wielu sferach operuje stereotypami.
Zwolennicy odbijają piłeczkę: – Świat się zmienia. Naszym zadaniem jako rodziców nie jest trzymanie dzieci w starych ramach, tylko przygotowanie ich na przyszłość. A ta, jak pokazuje rzeczywistość, coraz mniej przejmuje się podziałem na „męskie” i „żeńskie”.
Jak reaguje otoczenie?
Tutaj zaczyna się prawdziwy rollercoaster. Przedszkolanki, dziadkowie, sąsiedzi – każdy ma swoje zdanie. Czasem to dyskretne spojrzenia, czasem komentarze w stylu: „Naprawdę pozwalasz mu tak chodzić do ludzi?” albo „Z niej wyrośnie chłopczyca!”.
Ale są też reakcje pozytywne. Coraz więcej osób – szczególnie młodych rodziców – przyznaje, że to podejście zmusza do refleksji. Czy naprawdę wiemy, co jest „naturalne”, a co tylko przyzwyczajeniem? Czy nie lepiej, żeby dzieci same wybrały, kim chcą być?
A może złoty środek?
Nie trzeba od razu kupować chłopcu różowego wózka i nazywać córki „ono”, żeby otworzyć się na większą swobodę. Wychowanie gender-neutral to nie manifest – to czasem po prostu chwila zatrzymania, zanim powiesz: „to nie dla ciebie, jesteś chłopcem”.
To pytanie: czy moje dziecko bawi się tą zabawką, bo ją naprawdę lubi, czy dlatego, że inne są „nie dla niego”?
Czy wychowanie gender-neutral to przyszłość, która pozwoli dzieciom być bardziej sobą, czy trend, który przeminie razem z modą na imiona unisex i pokoje w kolorze „piaskowej mgły”? Odpowiedź nie jest prosta. Ale jedno jest pewne – temat wywołuje gorącą dyskusję.
źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/dzieci-pies-zwierz%C4%99-domowe-uroczy-1866531/
Anna Miller